"Metro 2033 " Dmitry Glukhovsky
Świat, który znamy nie istnieje. Pojawiły się nowe zagrożenia. Nieznany wróg atakuje.
Tak w skrócie można by streścić tą książkę. Autor stworzył interesujący świat po apokalipsie. Skażenie powietrza nie pozwala ludziom żyć na powierzchni. Resztki ocalałej ludzkości kryją się w podziemiach metra. Tam starają się tworzyć swoiste miasta na stacjach i żyć, pomimo ciężkich warunków.
O książce słyszałam już dawno temu. Nie miałam jednak okazji jej przeczytać. Recenzje były zachęcające, więc wreszcie i ja ją przeczytałam. Z jednej strony dostałam to, czego się spodziewałam. Interesujący, choć już mocno wyeksploatowany przez innych autorów świat po użyciu bomby atomowej. I przedstawionych w nim ludzi - jednych skłaniających się w stronę wiary i drugich wierzących w brutalny świat przemocy i uzyskiwania dzięki sile wszystkiego czego zapragnie.
Podróż głównego bohatera przez wszystkie miasta metra powodowała u mnie uśmiech. Przekrój społeczeństwa i subkultur ogromny. Nawet pojawiło się miasto - sekta. Myślę, że autor nieźle się bawił przy pisaniu tej książki.
Z drugiej strony - książka nie jest idealna. Z minusów - książka nie urzekła mnie niesamowitą mocą bohatera do przeżycia. I głupotą niektórych zdarzeń i sytuacji. Wszystko toczy się jednolitym torem, a główny bohater wychodzi bez szwanku z każdej opresji. Wiara w nić przeznaczenia Artema jest wszechobecna przez całą książkę i trochę odbierało mi to radość czytania.
Zakończenie książki za to dla mnie fenomenalne. Nie spodziewałam się go. I w trochę innym świetle ujrzałam całą drogę, którą przebył Artem. Książkę przyjemnie mi się czytało, choć zdarzyło mi się niektóre krótkie fragmenty pominąć.