"Nie mam się w co ubrać " Karolina Gliniecka
Kwestia ubioru nigdy nie była moją najmocniejszą stroną. Właściwie mogłabym ciągle nosić dżinsy i koszulki. W tym poradniku myślałam, że znajdę praktyczne porady jak zapanować nad moją szafą i ją nieco zmodyfikować. Zaufałam autorce i dalej stojąc przed szafą mogę powiedzieć, że nie mam się w co ubrać.
Po przeczytaniu tej książki właściwie zostawiłabym w niej tylko wstęp wraz z rodzajami sylwetek oraz część książki o porządkach, aż do obowiązkowych klasyków w szafie. Wszystko zajęłoby mi około 50-70 stron - do tego pisanych dużą czcionką i z dużą ilością zdjęć. Książka kosztowałaby znacznie mniej i byłby to właściwy poradnik doboru własnej garderoby. Pozostałą część książki uważam za rzecz zbędną. Bo czy istotne dla mnie są rodzaje bluzek, rodzaje spódnic czy też sukienek? Albo też historia poszczególnych ubrań? Dla mnie istotny problem stanowi łączenie ze sobą pasujących lub też nie ubrań - góry i dołu. Czy też pokazanie trików optycznych, które pomogą wyszczuplić sylwetkę lub zatuszować inne mankamenty figury, które większość z nas kobiet ma.
Książka ma 336 stron bez słowniczka pojęć, który też uważam, że jest tu zbędny. Książka zawiera dużo zdjęć, w tym też z bloga prowadzonego przez autorkę. Oprócz nich pojawiają się zdjęcia ubrań i dodatków sponsorów tej książki. Konkretne ubrania i marki wyszczególnione są na końcu książki, gdyby komuś się spodobały. Książka jest ładnie wydana w twardej oprawie, z dużą czytelną czcionką, dzięki której mamy znacznie więcej stron niż w rzeczywistości tekstu w książce. Liczyłam na ciekawszy (czytaj praktyczniejszy) poradnik jak się ubierać. Mnie się niezbyt podobało, choć pewnie znajdą się zwolenniczki tego tytułu.