czwartek, 29 kwietnia 2010

Please let it stop Jacqueline Gold


Temat molestowania seksualnego zawsze jest trudny, zarówno dla dorosłej osoby (choćby w przypadku molestowania w pracy), ale szczególnie dla molestowanego dziecka. Pozostawia trwały ślad w psychice człowieka, a z drugiej strony obawę przed zaufaniem komukolwiek i wstyd przed podzieleniem się ze światem swoją tragedią, która dla dziecka jest czymś niepokojącym, dziwnym i trudnym do zrozumienia - zwłaszcza jeśli osobą, która dokonuje tego czynu jest ktoś bliski, komu dziecko to ufa. A statystyki są tu bezlitosne w ponad 90% przypadków dziecko znało wcześniej swojego oprawcę.
Bardzo podziwiam panią Jacqueline za to, że zdecydowała się napisać tą książkę, choć wątek molestowania jest w niej marginalnie potraktowany, to jednak przewija się poprzez całą fabułę. Wszystko to zostawia trwały ślad na psychice Jacqueline, zwłaszcza, że swojego agresora nie jest w stanie wykluczyć całkowicie ze swego życia, gdyż jest on mężem jej matki - jej ojczymem.
Wydarzenia te odbijają się na jej późniejszym życiu - epizody paniki i ciężkiej depresji, które towarzyszą jej dość często przez pewien czas i uniemożliwiają normalne życie.
Jacqueline to obecnie szefowa bardzo dobrej marki bielizny Ann Summers. Wprawdzie w Polsce się z tą marką nie zetknęłam :) a przynajmniej żadnego sklepu nie widziałam, za to w Anglii jest dość popularna.
Jeżeli ktoś jest ciekawy i spragniony większej ilości informacji na temat firmy zapraszam na stronki : ( obie w języku angielskim)
jedną o firmie
http://www.annsummers.com
a drugą o samej Jacqueline
http://www.jacquelinegold.com/jgoldHome.html
W książce opisane są poszczególne etapy życia Jackie od rozpoczęcia pracy u swego ojca w firmie Ann Summers, poprzez problemy z uzyskaniem pozwoleń na prowadzenie tego "frywolnego" biznesu, a także związki Jacqueline z mężczyznami.
Nie znalazłam polskiego wydania tej książki, więc pozostaje dostępna dla osób znających język angielski.
Ciekawa lektura na faktach.

sobota, 24 kwietnia 2010

Blondynka wśród łowców tęczy Beata Pawlikowska


Kontynuuję swoją fascynację książkami pani Beaty Pawlikowskiej :) 

Każda jej książka zawiera  jej specyficzny styl opowiadania swoich przygód, po części przypomina mi to trochę relacje z książek pana Wojciecha Cejrowskiego. 

Być może ta zbieżność stylów powstała dzięki bardzo dobrej znajomości między nimi ( nota bene wzięli ze sobą ślub kościelny kawałek czasu temu , ale jak obecnie wygląda ich znajomość nie wie nikt, bo bardzo cenią oboje swoją prywatność). 

Jednak, że styl opowieści mi bardzo odpowiada nie będę wnikać kto od kogo co przejął. :) 

Książka ( podobnie jak książka Blondynka śpiewa w Ukajali) zawiera na swoim końcu szereg przepisów z ..... bananów. Szkoda, że w Polsce jeszcze nie natknęłam się na czerwone banany ani inne gatunki opisywane przez p. Beatę, ale być może nie wytrzymałyby transportu, kto wie...

Jak każda jej książka, którą do tej pory miałam w ręku, zachwyca :) Może zdjęcia nie są zbyt liczne, ale oddają ducha całej podróży.

Polecam.

Moja ocena :  5/6

piątek, 23 kwietnia 2010

Światowy Dzień Książki

Z okazji Światowego Dnia Książki ( a co... każda okazja dobra :) ) życzę Wam samych pasjonujących książek na Waszej drodze i omijania tych, których nigdy nie chcielibyście czytać , czyli jednym słowem nudnych.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Dziecko zwane niczym Dave Pelzer


Książkę tą powinnam przeczytać jako pierwszą z serii, ale jak to w życiu bywa nie zawsze trafia się na to na co się powinno czasami.
Zaczęłam więc przez przypadek czytać część drugą - Stracony chłopiec.
Lubię książki oparte na czyichś wspomnieniach, przeżyciach, biografie i autobiografie niekoniecznie znanych osób. Ta książka do takich należała, więc trafiła do mnie.
Już tamtą częścią byłam lekko wstrząśnięta - że w taki sposób można traktować swoje dziecko, jednak opisy w tej książce są jeszcze bardziej straszne, baa straszne to zbyt słabe słowo - są przerażające.
Nigdy nie zrozumiem jak można w taki sposób pozbawić poczucia własnej wartości dziecko, które na ten świat się w końcu samo nie prosiło, jest niesamodzielne i zależne od opieki rodziców, po prostu samo bezbronne.
Nie potrafię sobie wyobrazić przeżyć tego chłopca, jak bardzo musiał przeżywać brak miłości ze strony zarówno rodziców, jak też braci. Pomijając już kompletny brak miłości, jak można w ten sposób głodzić małego człowieka, który dopiero zaczyna się rozwijać i potrzebuje pełnowartościowego posiłku. Jak można maltretować w ten sposób fizycznie, jak również psychicznie takiego kilkulatka.
To co wymieniłam to tylko najdrobniejsze sposoby wyżycia się matki na Davie - straszne, po prostu straszne... Dodatkowo trwało to przez tyle lat i nikt z otoczenia nie zareagował.
Mnie się po prostu w głowie nie mieści, że takie rzeczy w 4 ścianach mieszkania się dzieją.
Iskierką nadziei pozostaje fakt, że jednak ktoś wreszcie zauważył problem i pomógł -lecz dlaczego tak późno.....
Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zaopatrzyć się w część 3 - Mężczyzna imieniem Dave czyli Opowieść o triumfie i przebaczeniu, która prawdopodobnie będzie opisywać przezwyciężanie wszystkich traum z dzieciństwa i próby ułożenia sobie dorosłego życia przez Dave'a.
Moja ocena 5/6

środa, 21 kwietnia 2010

Blondynka w dżungli Beata Pawlikowska


Zachęcona ostatnio przeczytaną książką sięgnęłam po kolejną tej samej autorki.

Tym razem wydanie w twardej oprawie z licznymi zdjęciami. 

I co ?

I nic :)

Znowu mi się podobało i zastanawiam się co będzie kolejne. Może Blondynka u szamana? 

Serdecznie polecam.

Moja ocena 5/6

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Blondynka śpiewa w Ukajali Beata Pawlikowska


Na książkę trafiłam, gdyż bardzo spodobał mi się tytuł :) A ponieważ pani Pawlikowskiej nic jeszcze nie czytałam stwierdziłam - czemuż by nie? 

Pani Beata opowiada o swojej podróży poprzez Amerykę Południową, która to miejscami doprowadzała mnie do częstych wybuchów śmiechu. Bo jak tu się nie uśmiechać czytając opis o karaluchu amazońskim - wielkim jak zając ( oj ja bym takiego widoku chyba z takim spokojem nie zniosła) , o zdziwieniu mieszkańców, na niektóre zachowania blondynki, a także o dziwieniu się i blondynki, na niektóre wydawałoby się dziwne zachowania mieszkańców.

"Spuściłam skromnie oczy. Być blondynką w Ameryce Południowej oznacza czasem, że jest się w centrum zainteresowania; a nawet - nie waham się użyć tego słowa -podziwu. Niebieskie oczy, jasne włosy i bardzo jasna cera natychmiast się wyróżnia wśród Latynosów i Indian o śniadych twarzach, kruczoczarnych fryzurach i ciemnobrązowych oczach. Spuściłam, więc oczy i w tym samym momencie napotkałam inne: czarne, okrągłe, błyszczące jak dwa guziczki i osadzone w przerażającej mordzie.

Na mojej nodze siedział potwór.

Co to jest: czarne, błyszczące, wąsate i ubrane w chitynowy pancerzyk ? To jest karaluch.

A co to jest: wielkie jak zając, wąsate jak sum i uzbrojone w czarny pancerz z chityny? To jest karaluch amazoński.

Na chwilę świat się zatrzymał. Ludzie dookoła wstrzymali oddechy. Ja poczułam się jak kawał drewna sztywny ze zdumienia. Karaluch poruszył wąsami i wtedy uświadomiłam sobie, że poruszał tymi wąsami wcześniej, w identyczny sposób, a ja myślałam, że to czułe dotknięcia porannego słońca.

Spojrzałam mu prosto w oczy. Nagle drgnął i uciekł. Poczułam tylko lekki galop na skórze..."

Bardzo dobrze mi się czytało i żałuję tylko, że książka nie miała żadnych zdjęć :( i była dość krótka.

Moja ocena: 5,5/6

niedziela, 18 kwietnia 2010

Myśl i bogać się Napoleon Hill


Książka wpisuje się w ostatnio mi bliski nurt książek samorozwojowych, których - jak zauważyłam - najwięcej chyba wydaje wydawnictwo Onepress power. Niektóre z nich z chęcią zachowałabym na własność, lecz na razie muszą wystarczyć mi te biblioteczne. 

Książka zgodnie z tytułem próbuje ukierunkować czytelnika na skuteczne osiąganie swoich celów, co można już przypuszczać po zobaczeniu okładki i podtytule: Jak zrealizować ambicje i osiągnąć sukces. 

Jak zwykle, przy tego rodzaju literaturze motywującej, autor podpiera się znanymi osobami jak np. Henry Ford, które dzięki uporowi, wytrwałości i nie poddawaniu się porażkom osiągnęły w dłuższym okresie czasu to do czego dążyli.

"Czytając tę książkę, dowiesz się, dlaczego niektórzy ludzie zdobywają olbrzymie fortuny i szczęście, a potem staniesz się jednym z nich". 

Szczęście już mam, brakuje mi jeszcze tylko pierwszej części ;) 

Książkę oceniam na dobre 4,5/6 czyli warto przeczytać, ale znajdą się ciekawsze jeszcze pozycje.

piątek, 16 kwietnia 2010

Cesarzowa Orchidea Anchee Min


W oryginale, który dane było mi czytać tytuł brzmi "Empress Orchid". Książka pisana jest w postaci pamiętnika i mimo, że większość z niej to prawdopodobnie fikcja literacka, dałam się jej wciągnąć. 

Książka opiera się na części prawdziwych wydarzeń - rzeczywiście istniała osoba o imieniu Yehe Nara, a właściwie Cixi, Xiaoqin Xian.  Znana również była jako Cesarzowa Orchidea. 

Jej fikcyjny pamiętnik obejmuje okres od krótkiego  jej dzieciństwa, poprzez wybranie jej przez cesarza jako jedną ze swoich konkubin, aż do rządów jej syna po śmierci cesarza. Wspomnienia są przedstawione z punktu widzenia kilkunastoletniej dziewczyny, która marzy o tym, by zostać konkubiną cesarza. 

Jednakże życie w Zakazanym Mieście różni się zdecydowanie od jej pierwotnych wyobrażeń. Polega na powtarzaniu ciągle tych samych rytuałów makijażu, ubierania i czekania na swoją kolej spotkania z Cesarzem, która nie zawsze przychodzi.

Chcąc zmienić tą sytuację stara się przykuć uwagę swego Cesarza, co jej się udaje, jednocześnie ściągając na nią niebezpieczeństwo intryg i podstępów zazdrosnych pozostałych nałożnic, które wiele zrobią, by znaleźć się na jej miejscu. Wewnętrzne intrygi pałacowe co chwila przeplatają się ze strachem, czy uda jej się zatrzymać przy sobie Cesarza na zawsze, czy też znajdzie się inna konkubina, która odbierze jej stanowisko bycia faworytą cesarza.

Autorka przedstawiła cesarzową jako inteligentną i dobrą dziewczynę w niecodziennych okolicznościach, jednakże źródła historyczne znacznie surowiej pokazują Orchideę jako despotkę i żądną władzy intrygantkę.  

Nie wiem, który wizerunek jest prawdziwy. W końcu świat nie jest zawsze biały i czarny, więc może prawdziwa Orchidea była kimś pomiędzy.

Cała historia wciąga w świat w nim pokazany i nie martwiły mnie dylematy, czy ten wykreowany świat jest rzeczywisty, czy też stworzony na potrzeby dobrze sprzedającej się książki.

Moja ocena : 5/6

Wasze opinie o tej książce:

O moim czytaniu

środa, 14 kwietnia 2010

Zrozumieć siebie zrozumieć innych Jarl Jorstad


Książka ta w części pierwszej przedstawia krótki wstęp na temat naszego postrzegania świata zewnętrznego, jak i wewnętrznego. Część druga przedstawia przypadki pacjentów i ich problemów, z którymi radzą sobie norwescy psychiatrzy i psychologowie. 

Dla osób, które interesuje choć trochę psychologia człowieka, lektura wyda się bardzo interesująca. Autor stara się unikać skomplikowanych sformułowań medycznych - jeżeli jednak jakieś nazewnictwo się pojawia -jest ono wyjaśnione na końcu książeczki.

Nie jest to opracowanie dla osób zawodowo zajmujących się psychologią, raczej taki wstęp dla laików.

W każdym bądź razie polecam - mnie jako laikowi się podobało :)

Moja ocena: 5/6

wtorek, 13 kwietnia 2010

Lot w strach Duncan Kyle


Książka trafiła do mnie dzięki dobrej duszy z portalu gratyzchaty.pl , gdzie można bezpłatnie ( za koszty przesyłki) otrzymać bardzo ciekawe rzeczy, które nie są już potrzebne właścicielom, a ktoś chce się ich pozbyć. 

Opowiada ona o byłym pilocie RAF - u, który dalej zarabia na życie latając, ale tym razem podejmuje się kolejnego, z pozoru zwykłego zadania : lot do San Francisco, na miejscu zabranie pasażera i  bezpieczne dowiezienie go do Wielkiej Brytanii, na dodatek pasażer jest persona non grata w Stanach i trzeba go wywieźć po cichu. Od początku wszystko jest nie tak, przed startem otrzymuje dodatkowe zadanie dostarczenia  przesyłki z częściami zapasowymi do Rolls-Royce'a dla ważnego klienta. Po wylądowaniu na miejscu John zostaje porwany razem z przesyłką, która okazuje się nie tym samym czym była przed startem. Od tej pory musi liczyć tylko na siebie i w ostatecznym rozrachunku nie wie komu może jeszcze zaufać a kto tylko czeka na jego potknięcie...

Wartka akcja i szybkie jej zwroty, potencjalny przyjaciel nagle okazuje się być wrogiem i zasada, że pozory mylą jest tu jak najbardziej aktualna... wszystko to wciąga bardzo i książka kończy się bardzo szybko. :)

Książka warta polecenia i pewnie spróbuję znaleźć coś innego tego autora za jakiś czas.

Moja ocena 4,5/6

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Struktura magii Richard Bandler, John Grinder


Na jakąkolwiek książkę Richarda Bandlera napaliłam się bardzo, czytając inne co rusz natrafiałam na nazwisko autora - jako jednego z guru programowania NLP. Jednak jak to bywa z dostępnością tychże książek w bibliotece - bywa różnie. Więc nie namyślając się długo porobiłam rezerwację na kilka jego książek. Na tą trafiłam pierwszą. 
I powiem tak - jestem strasznie rozczarowana i zawiedziona. Zastanawiam się nad innymi jego książkami czy warte są aby dalej na nie czekać. 
Ale do rzeczy. 
Mój błąd, że nie przeczytałam opisu nigdzie tylko spodobała mi się nazwa książki - Struktura magii, jak to ładnie brzmi. Ciężko mi nawet w kilku słowach opisać o czym jest ta książka. Na pewno nie jest ona skierowana do przeciętnego odbiorcy takiego jak ja.
Być może spodoba się osobom prowadzącym terapie samorozwojowe, osobom po psychologii lub naprawdę bardzo zainteresowanym laikom, choć mnie się nie spodobała i przeczytawszy kilka rozdziałów, w tym jeden dotyczący języka ( jakimś cudem go przeżywszy) - książka powędrowała z powrotem na biblioteczne półki.
Dla mnie książka o niczym i czytanie dramatycznej akcji typu:
Boję się ludzi... - mówi jedna z osób
Kogo konkretnie się boisz? - mówi terapeuta
do mnie wcale nie przemawia. Przynajmniej tyle z tej książki zapamiętałam ;)
Ale, nie chcąc się zrażać jeszcze do tego autora, spróbuję zrobić drugie podejście, ale najpierw dokładnie przeczytam opis książki, choć wg mnie opis zamieszczony na tylnej okładce tejże, ma się nijak do zawartości w środku.
Książka nie trafiła na dobrego czytelnika, więc pewnie jakąś wartość ma, ale oceny nie będzie - bo nie doczytałam do końca.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Tęsknota Jane Asher (The Longing)


Książka opowiada o małżeństwie starającym się o dziecko. Mają wszystko - ciekawą pracę, dobre zarobki, lecz brakuje im dziecka, któremu mogliby pokazać cały ten świat. 

Wbrew pozorom nie jest to typowa powieść, zawiera w sobie elementy thrilleru. Rozpoczyna się również nietypowo, dopiero na kolejnych kartach odkrywane są przez autorkę poszczególne zdarzenia - jak doszło do tej sytuacji, do której doszło. 

Być może opis brzmi nieco lakonicznie :) ale nie chcę zepsuć niespodzianki czytania.

Moja ocena 4,5/6

piątek, 9 kwietnia 2010

Ambitne plany na najbliższy tydzień


Niestety nie udało mi się dzisiaj skończyć żadnej z książek nad czym głęboko ubolewam, bo czas najwyższy kilka oddać z powrotem do biblioteki, kilka innych wreszcie przeczytać a jeszcze inne wymienić na ciekawą lekturę u wizażanek. :) 

Ale nie ma tak dobrze, doba niestety choć ma 24 h jest zbyt krótka dla mnie. Dodatkowo dochodzą lekcje prawa jazdy, studia i mały remont w domu ( wygląda jakby nigdy nie miał się skończyć). 

Ale jestem dobrej myśli, a na zdjęciu moje plany czytelnicze na najbliższy weekend (oczywiście tu miał być tydzień, w weekend udało mi się przeczytać 3 książki z tej listy. :))

Wszystkie książki w jakiejś mierze napoczęte, ale nie do końca skonsumowane ( poza Przeminęło z wiatrem); 4 książki z biblioteki ( przydałoby się już zwrócić); jedna książka pożyczona od koleżanki ( oj należała się już u mnie wystaraczająco długo)  a reszta moja :) czyli aż 2 książki z tego zestawienia ( Longing i Przeminęło z wiatrem).

Zaraz biorę pędzel i farby i maluję dalej te futryny :( , została jeszcze jedna, ale dwa razy trzeba pacnąć farbę ... tzn. odczekać po pierwszym malowaniu i później znowu ( pewnie jutro się będę dalej bawić).

czwartek, 8 kwietnia 2010

Zrób to, o czym marzysz Jack Canfield, Mark Victor Hansen



"Daj coś, żeby coś otrzymać.
(...) Na ulicy jednego z chińskich miast ubogi żebrak Wu przez cały dzień podsuwał ludziom swą miseczkę, prosząc przechodniów o ryż albo inną jałmużnę.
Pewnego dnia zobaczył, że ulicą nadciąga wspaniały orszak. Na jego czele jechał sam cesarz w ozdobnej rykszy (pisownia z książki) i rozdawał poddanym podarunki. Żebraka ogarnęła niezmierna radość.
Oto moja wielka szansa  - pomyślał sobie. - Zaraz dostanę wspaniały dar.
I zatańczył z radości. Gdy cesarz się zbliżył, Wu skwapliwie podsunął swoją miseczkę, ale władca, zamiast coś mu dać, sam poprosił żebraka o dar. Biedny Wu był bardzo rozczarowany  i zbity z tropu. Sięgnął do miseczki i mrucząc coś z niezadowoleniem wręczył cesarzowi dwa najmniejsze ziarnka ryżu, jakie w niej znalazł. Cesarz pojechał dalej.
Przez cały dzień Wu zrzędził i narzekał. Przeklinał cesarza, nie oszczędzał Buddy, opryskliwie traktował wszystkich, którzy do niego się odezwali. Niewielu ludzi się zatrzymało, żeby do niego przemówić albo wrzucić garść ryżu do jego miski.
Gdy wieczorem Wu dotarł do swej nędznej chaty i opróżnił miseczkę, znalazł w niej dwie grudki złota dokładnie wielkości ziaren ryżu, które dał cesarzowi."
Książkę czyta się jednym tchem, urzeka swoimi opowieściami, które przeplatają się z opowiastkami z życia wziętego. Warto do niej po jakimś czasie wrócić, znowu odkrywa się coś nowego na co wcześniej nie zwróciło się uwagi. 
Polecam :)
Moja ocena 5,5/6

środa, 7 kwietnia 2010

Próba błętkitnego wazonu Peter B.Kyne


Książeczka, bo nie śmiałabym nazwać tego książką, dzisiaj do mnie przybyła pocztą. 
Opowiastka z opisu została napisana ponad pół wieku temu. Opowiada o biznesie związanym z drewnem i dylematach zarządzających na temat zatrudnienia zarządcy daleko od siedziby firmy.
Pewnego dnia zjawia się człowiek, który bardzo chce pracować w tej firmie i zrobi wszystko byleby dostać jakąkolwiek posadę akurat tam. Zostaje poddany próbie...próbie błękitnego wazonu.
Gdy zobaczyłam tytuł książki myślałam, że to jakaś metafora, jednakże okazało się, że do metafory temu krótkiemu opowiadaniu daleko.
Czyta się szybko i przyjemnie :) ale oceny wystawiać nie będę 20 minutowej historyjce.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Dzień bez książki



A dzisiaj u mnie mało książkowo :) bo na dzisiejszy dzień zaplanowałam małe malowanie.

Ale jak to bywa przeciągnęło się to nieco i jeszcze nie skończyłam, na razie bez lakieru i efekt jeszcze niezbyt ciekawy.

Ale za kilka dni pojawi się znowu jako już pełnowartościowy obrazek do kuchni. Zastanawiam się tylko gdzie ja powieszę dziewczynkę z kwiatkiem.... bo na słoneczniki mam już upatrzone miejsce.:)

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Ziarna wielkości Denis Waitley


Książka "Ziarna wielkości", to lektura z cyklu jak żyć lepiej w zgodzie z samym sobą, która ostatnio u mnie wiedzie prym razem z literaturą faktu. 

Autor opisuje krok po kroku najważniejsze umiejętności, które posłużą nam do osiągnięcia sukcesu w realizacji naszych celów. 

Książkę czyta się z przyjemnością, liczne przykłady ludzi, którym się udało a którzy mieli "pod górkę" sprawiają, że zaczyna się wierzyć we własne możliwości. 

By osiągnąć pewne umiejętności, które same z siebie się niestety nie pojawią, trzeba dużo uporu, cierpliwości i wytrwałości.

Z tą książką pod pachą na pewno się uda ! :) 

Dwa cytaty bardzo mi się spodobały, oba poniżej :

" Zawsze zbierasz to, co zasiałeś, moje dziecko.

Gdy zasiejesz ziarna jabłka, wyrosną jabłonie.

Gdy posiejesz ziarna wielkich idei, wyrośnie wielka osobowość.

Czy rozumiesz, co to znaczy?" 

"Czy pamiętasz, jak w Alicji w Krainie Czarów bohaterka staje na rozstaju dróg, które wiodą w różnych kierunkach i pyta Kota-Dziwaka o radę?

- Drogi Panie Kiciu-Dziwaku...Czy mógłby Pan mnie poinformować, którędy powinnam pójść?

- To zależy w dużej mierze od tego, dokąd pragnęłabyś zajść - odparł Kot (...).

- Właściwie wszystko mi jedno.

- W takim razie również wszystko jedno, którędy pójdziesz.

Szczerzące zęby kocisko mówiło słowa prawdy. Jeśli nie wiemy, dokąd chcemy iść, żadna droga nas tam nie zaprowadzi - i nie ma wtedy żadnego znaczenia, co w życiu robimy."

Moja ocena 5/6

niedziela, 4 kwietnia 2010

Rio Anaconda Wojciech Cejrowski


Pana Cejrowskiego miałam okazję spotkać osobiście, jeśli można tak nazwać spotkanie z tłumem osób czekających w kolejce po autograf na książce i Nim stojącym na bosaka przed stoiskiem z jego książkami w Gdańsku podczas przechadzki po tym pięknym mieście. 

Jego poglądy na niektóre sprawy naszego życia są dla mnie rzeczą obcą i budzą mój żywy sprzeciw, jednakże jego książki zachwycają mnie.

Ma duże poczucie humoru, łatwość przekazywania opowieści i co najważniejsze opowieści te są ciekawe. W jego poprzedniej książce, którą miałam okazję też czytać "Gringo wśród dzikich plemion" troszkę irytowały mnie powtórzenia słowa "posłuchajcie", w tejże książce nie przeszkadzały mi one, albo też nie zwracałam tak bardzo na nie uwagi zaaferowana treścią.

Książka opowiada o jednym z plemion zamieszkałych gdzieś na terenie dżungli i jego życiu, które raczej większości z nas nie będzie dane poznać na własne oczy.

Bardzo serdecznie polecam.

Moja ocena 5,5/6

sobota, 3 kwietnia 2010

Biznes to sport kontaktowy T.Richardson, A.Vidaurreta, T.Gorman


"Twoja firma jest warta tyle, ile posiadane przez jej pracowników umiejętności tworzenia, rozwijania i wykorzystywania relacji ze wszystkimi grupami interesu, wewnątrz i na zewnątrz organizacji. To istota nowego, lecz sprawdzonego modelu prowadzenia biznesu - zarządzanie relacjami jako aktywami.

Biznes to sport kontaktowy przedstawia 12 zasad zarządzania (...) wszystkimi relacjami biznesowymi jako aktywami. Przez relacje biznesowe rozumiemy kontakty z klientami, akcjonariuszami, dostawcami, pracownikami czy liderami lokalnych społeczności".

Tyle tytułem wstępu :) Książka zaciekawiła mnie swoim tytułem i nawiązaniem do sportu. Postanowiłam więc po nią sięgnąć, by dowiedzieć się jak to z tym biznesem jest.

Ale jak to z ciekawymi tytułami czasem bywa, nie zawsze spełniają pokładane w nich oczekiwania.

Niektóre rozdziały tejże książki są naprawdę ciekawe, niektóre niestety po początkowym wczytywaniu się przekartkowałam do co ciekawszych fragmentów w tychże rozdziałach.

Moja ocena tej książki to porządne 4/6

piątek, 2 kwietnia 2010

Wesołych Świąt :)

Chciałabym życzyć Wam zdrowych, pogodnych spędzonych w gronie bliskich Wam osób świąt.

A żeby tak świąteczniej troszkę było wklejam swoją drugą pracę z decoupage. Jeszcze dużo brakuje do ideału, ale całkiem mi się  podoba jak na początek.

czwartek, 1 kwietnia 2010

The Kid Kevin Lewis


W moje rączki trafiła ostatnio książka "The Kid" autora Kevin Lewis. 

Ponieważ lubię książki autobiograficzne nie potrafiłam przejść obok niej obojętnie i tak wylądowała w mojej torbie wraz z innymi książkami ( tak na marginesie leci do mnie jeszcze z aukcji kilka książek o podobnej tematyce, więc niedługo zagoszczą również i tutaj). 

Powiedziałby ktoś "książka jakich wiele", kogoś skrzywdzono, ktoś sobie z tym poradził i świetnie mu się żyje. Jednakże nie do końca. 

Kevin to chłopiec podobnie jak z the lost boy maltretowany przez rodziców, bez przyjaciół i przyszłości. A jednak splot różnych wydarzeń oraz jego usilne przekonanie, że musi mu się udać sprawiają, że "wychodzi na ludzi". 

Książka warta przeczytania, choć język opowiadania nie jest tak pasjonujący jak The lost boy pozostawia za to na koniec czytelnikowi lub czytelniczce wiarę w swoje marzenia i siłę ludzkich możliwości, która okazuje się wielka i niezbadana. 

Książki nie znalazłam wydanej w języku polskim, więc pozostaje tylko czytać ją w oryginale. 

Serdecznie polecam.

Moja ocena : 5/6